Udała się Kadłubkowi prowokacja. Ferment, który się wzburzył w tym naszym zastanym, jak się zdawało, śląskim bukłaku, raz kolejny dowiódł żywotności i energii, skrytych zazwyczaj gdzieś między chlewikami i hałdami.
Ja się jego zniecierpliwieniu nie dziwię. Jego targowaniu się ze Stwórcą o Śląsk też nie. Bo coś w tej walce nierównej jest ze zmagania Jakuba z Aniołem. Coś z męskiego, nocnego mordobicia. O błogosławieństwo, którego dopiero przed świtem zniecierpliwiony szamotaniną posłaniec patriarsze udzielił, na odchodnym czyniąc go jednak chromym.
Profesorowi prowokacja się udała, bo jego wołanie o Śląsk wywracając w naszym rodzinnym balonie farfocle ze spodu na powierzchnię pobudziło moszcz. Zdaje się on teraz buzować jak ul albo reaktor, cichym niewyczuwalnym niemal rytmem, który eksploduje feeriami miniaturowych wulkanów zamkniętych in vitro. Prowokacyjna metafora, którą się uczony posłużył została odczytana zbyt dosłownie. Familokiem i hauskyjzom pewnie on nie pogardza, ale jego dążenia i pragnienia nie ciążą ku przeszłości, nieważne szczęśliwej czy przeklętej, a do Śląska nowego, post–ciężkiego.
Pyta on przecież o to, czy zdolni jesteśmy dzisiaj dać sobie sami właściwy wyraz? Czy prócz wielbionego tu bałwochwalczym kultem ociekającego gęstym, czarnym potem fizycznego znoju, jesteśmy zdolni do uwielbienia równie tytanicznego wysiłku niewidzialnego? Do stwarzania światów myśli, które będą genetycznie śląskie, a których nikt nie śmie już posądzić o niepewne pochodzenie zza jednej, drugiej czy trzeciej rzeki. Zbałamucić dał się ten, kto uwierzył, że Kadłubek Śląska się zaparł. Albo że go nie rozumie.
Humanistyka żywa, tak jak prawdziwa sztuka, powinna prowokować, przekraczać granice, a także je unicestwiać. I tego właśnie teraz doświadczamy. Rozbijania murów, także tych, które od wieków opasywane są pieczołowicie coraz to nowymi pasami ziemi niczyjej. A to zazwyczaj jedynie po to, by zakonserwować czyjś polityczny, a właściwie gospodarczy interes, podniesiony do potęgi i dla tej to przyczyny podniośle i bezdyskusyjnie chrzczony mianem tej czy innej racji stanu.
A postgraniczność jest przecież naszą śląską tożsamością. Widać to było na granicach trzech cesarstw, które się tu spotkały. Od zawsze krzyżowały się u nas języki, wyznania, waluty – ludzkie losy. Widać to jeszcze dzisiaj na rogatkach Szopienic, Józefowca, Bederowca, Janowa czy Bytkowa, gdzie granice miast przecinają na poły dawne osady i dzielnice. Świat (czyli Śląsk) się za nimi nie kończy, lecz trwa i ciągnie się gdzieś dalej. I tak! Kadłubek idzie dalej, bo kwestionuje linie demarkacyjne w naszych głowach. Oświetla mentalne zasieki, za którymi zaczęliśmy się okopywać i urządzać w plebejsko–ludycznej estetyce poprzemysłowego skansenu.
O co mu chodzi? Na ile go znam, to o Śląsk głębszy, szlachetniejszy, śmielszy niż ten, który znaliśmy i znamy. Śląsk nie jest dla niego wyblakłym monidłem z odpustowej strzelnicy. Obce jest mu też myślenie o Śląsku jako równi pochyłej, na melodię „Dobrze już było | A może być tylko gorzej”. Historia nie jest dla niego sidłem do wyłapywania odstępców, a żywym źródłem inspiracji i siły. Mam to przed oczyma, bo kiedy myślę o Śląsku, to natrętnie przychodzi mi na myśl tekst Zbyszka (znamy się od lat, to mogę) nie nowy, bo sprzed niemal dwóch dekad. Chodzi o interpretację wiersza śląskiego, barokowego poety Henryka Mühlpforta, który nazwał Śląsk „szmaragdem Europy”. Pisał otóż wtedy profesor tak:
O wartości szmaragdu stanowi jego niejednolitość i poligeniczność. Może to chciał przekazać poeta. Może chciał powiedzieć, iż różnorodność, wielość to wartość: Śląsk jako europejski kamień drogocenny, w którym pełno jest innych minerałów. Nie ma Śląska bez «domieszek». To, że jest on drogi jak szmaragd stało się za sprawą jego dziwnej i tragicznej historii. Szmaragd jest bardzo twardym minerałem (ok. 8 w skali Mohsa). I nie decyduje o tym jakiś jeden z jego składników, ale wszystkie jednocześnie. Śląsk – szmaragd zyskuje na wartości i «twardości», gdy przybywa mu «domieszek»¹.
Mówił Kadłubek: Śląsk to wartościowy, niejednolity, szlachetny, a jednocześnie twardy kamień. A dzisiaj prowokuje nas do tego, byśmy po raz kolejny przekroczyli granice, tym razem te w naszych głowach. Jeśli to nie jest po śląsku przekorne, to jo nima Hanys.
1. Z. Kadłubek, Szmaragd Europy, w: Nowy Śląsk. Materiały III sesji śląskoznawczej Pracowników Naukowych, Studentów i Gości Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, Katowice, 6–7 maja 1998, Katowice 1999 s. 33–41.